Nic takiego. Tekst o niczym

czyli tekst o niczym.

Bez wątpienia nic jest godne wyjątkowej uwagi. Wystarczy posłuchać – mówi się: „nic mnie nie boli”, „nic nie mam”, „nic nie słyszałem”, „nic mnie nie obchodzi” itd. Już na pierwszy rzut oka (ucha) widać (słychać), że owo nic zajmuje w życiu niezwykle ważne miejsce. Pozornie nic nie ma, nie istnieje, ale przecież wciąż o nim się mówi, myśli, pisze… Gdzież więc ono jest? Jakie jest? Czym jest? Wiemy coś o nim? Czy nic nie wiemy? Rzućmy okiem na przywołane przykłady…

Nic nie boli.

Ileż informacji kryje się w tym prostym stwierdzeniu! Wiadomo od razu, że nic nie przysparza bólu. To oznacza, że najpewniej nic nie szkodzi. Być może jest nawet korzystne, a na pewno jest dla organizmu obojętne. Co więcej, nic jest usytuowane wewnątrz ciała i tam nie boli, nie uwiera, nie przeszkadza.

To pewnik, bo tak mówi się o czymś, co jest nasze, wewnętrzne: serce mnie nie boli, wątroba mnie nie boli itd. Idąc za tymi skojarzeniami można, a nawet trzeba (!) zaryzykować tezę o namacalności niczego. Ale tylko po to, aby ją odrzucić, jako niepewną. Żadne badanie, żadne prześwietlenie, czy ultrasonografia nie wykażą niczego w ciele. Wykażą coś, ale to przecież nie jest nic. Bo nie jest, prawda?

Nic nie mam.

Jedno z najwspanialszych ontologicznych potwierdzeń istnienia niczego. Nie jest obecne tu (w tym miejscu), nie mam go (wśród tego, co mogę nazwać swoim), ale przecież nie znaczy to, że nie ma go wcale! Prawda? Wyczuwa się w tym stwierdzeniu jakieś napięcie, jakieś oczekiwanie…

Skoro stwierdza się, że się niczego nie ma, że nic nie jest w czyimś posiadaniu, to znaczy, że sprawdziło się to. A sprawdziło się, bo się przypuszczało, oczekiwało, domniemywało, że owo nic może (lub powinno) być na stanie. Skoro zaś stwierdzam brak niczego, dobitnie potwierdzam jego istnienie. I chęć posiadania. Jak cudownie zaprzeczenia zdradzają nasze oczekiwania!

Nic nie słyszałem.

Oto dowiadujemy się, że nic jest bardzo dyskretne, ciche, niezauważalne. Towarzyszy człowiekowi, człowiek zdaje sobie sprawę z jego istnienia, obecności, ale go nie słyszy. Nasłuchuje, by stwierdzić, że nie zarejestrował dźwięku potwierdzającego, że nic jest tutaj. Większość z nas zaryzykuje wtedy stwierdzenie, że niczego tutaj nie ma.

A jednak wie się o jego istnieniu! Skąd? Warto tu odwołać się do teorii nieświadomości. Oto nic jest obecne w sposób nieuświadamialny, nie kontrolowany przez świadomość człowieka. Ten zaś, podświadomie pewny niczego, co rusz szuka potwierdzenia istnienia… Szuka zmysłowego nic. I ponosi porażkę.

Nic mnie nie obchodzi i nic nie znaczy.

Cóż za obojętność! Nic mogłoby się obrazić… Ale czy na pewno nie obchodzi? Skoro zaistniała potrzeba, żeby zamanifestować obojętność wobec nic, żeby o tym powiadomić, chyba jednak obchodzi. Paradoks? Owszem, ale jaki znaczący! Mamy więc do czynienia z określonym stosunkiem do niczego; emocjonalnym, tyle, że negatywnym.

Nic takiego.

Akt strzelisty niepewności. Kwintesencja zagubienia człowieka wobec niemożności dotknięcia niczego. Ale i koronny dowód na kruchość i nieważność materialnego świata. Nic takiego? Czyli jakiego? Takiego nie, ale innego tak? „Nic takiego” mówimy, by zaprzeczyć czemuś, jednocześnie twierdząc, że coś jest inne. Skoro nic nie jest takie, jak to, czemu przeczymy, to czy jest jak coś, co daje nam siłę do tego zaprzeczenia? Nic równałoby się czemuś? Coś równa się nic? Mówimy: „nic takiego nie mam”. Powiedzmy: takiego nic nie mam. I nagle wszystko staje się jasne. Wszystko jest niczym, nawet, jeśli jest czymś.

Niczego sobie podsumowanie.

Nic jest gdzieś w nas w sposób nieuświadamialny, bezbolesny, neutralny. Jest trudno dostrzegalne. I to do tego stopnia, że czasem, wiedząc o jego istnieniu, nie jesteśmy w stanie uzyskać pewności, gdzie jest teraz właśnie. Nieuchwytna natura niczego sprawia, że jest ono obiektem pożądania, sprawdzania, nieustannego badania. Podnieca umysły i zmysły do granic wytrzymałości.

Dlatego my wobec nic obojętni nie pozostajemy. Szukamy niczego, nasłuchujemy, czujnie badamy się, sprawdzamy stan konta, puste miejsce w łóżku, zawartość szuflad, kieszeni, by potem stwierdzać: nic mnie nie boli, nic nie mam, niczego nie żałuję, nic nie słyszałem… Wreszcie poirytowani obrażamy się i walimy prosto z mostu tupiąc jak rozzłoszczone dzieci: nic mnie nie obchodzi!

Co nam to daje? Co z tego wynika? Co to wszystko znaczy?

Nic.