Mi weszli. Najpierw pamiętam zdenerwowanie i zamieszanie z telewizją. Potem czekanie, czy ktoś przyjdzie. A później weszli do wujka. Wtedy właśnie – do „wujka”. Tak przynajmniej ktoś powiedział rodzicom, jak szliśmy chodnikiem pod blokiem. Albo wałami szliśmy do miasta? Nie wiem. Może to pod sklepem ktoś powiedział.
Wiedziałem od razu, że weszli na pewno i że to źle, bo wszyscy bardzo się tym denerwowali. Tylko nie wiedziałem, do którego wujka nam weszli, kto wszedł i dlaczego. Nic nie wiedziałem oprócz tego, że jeden z wujków był w tarapatach. I martwiłem się, że jak do niego weszli, to może i do nas też wejdą. Weszli, później, ale to inna opowieść.
Historia z zimy była taka, że do wujka weszli i ja ich za to nie lubiłem, bo wychodziło mi, że to wejście było złe, wrogie i przeciw niemu.
I tak zostało. Nie lubię ich nawet bardziej, jak już wiem, do którego „Wujka” mi weszli.