Podobno dziś jest Dzień Fotografii. Mam ostatnio sporo przemyśleń w tej kwestii. Zastanawiam się, czego szukam w tym świecie? Czy w obliczu natłoku perfekcyjnych obrazów każdego dnia zalewających sieć, nie pozwolić częściej aparatowi zostać w torbie i cieszyć się chwilą? Widzę tak cudowne zdjęcia zwierząt, roślin, przyrody ogólnie, że mój kolejny kadr, niedoskonały, bez zaawansowanej postprodukcji, nic nie wniesie.
Nie jestem pewny, czy chcę poświęcać coraz więcej czasu na naukę obsługi programów. Nie wiem, czy chciałbym (nawet, gdybym mógł) wydawać coraz więcej na kolejne, coraz lepsze wyposażenie, dzięki któremu miałbym szansę doszusować do poziomu tego, co widzę dookoła.
Technologia daje nam do dyspozycji coraz sprawniejsze narzędzia. I coraz droższe. Oglądam wypieszczone obrazy ocierające się o doskonałość i czuję, że jednak sprzęt ma znaczenie. Może dlatego moja przekorna natura ciągnie mnie do starych szkieł… Ech… Może rzucić to wszystko i kupić Polaroida? Albo jakiś analogowy kompakt? Mam teraz czas na przemyślenia. Na zdjęcia nie wybiorę się jakiś czas. Ale mam trochę takich, które czekają, żeby je pokazać. Nie tylko w Dzień Fotografii.
Jak to ilustrujące ten wpis. Jest na nim najprawdopodobniej chrząszcz z rodziny stonkowatych, rynnica topolowa (Chrysomela populi) w fazie poczwarki. Niesamowicie szybko się zmieniała. Po lewej jest zdjęcie z rana, po prawej z późnego popołudnia.
Informacje na jej temat można znaleźć w Wikipedii.