Dwa samochody na parkingu dziś rano przed sklepem. Tak się zabawnie składa, że obydwa to stare Fiaty. Kierowcy w różnym wieku. Młodszy (mógłby być synem starszego, ale nie jest) w rękach ułożonych na kolanach trzyma jakieś urządzenie (chyba telefon), ogląda coś, dotyka ekranu, mówi, znów ogląda, mówi – komentuje. Ten starszy (mógłby być ojcem młodszego, ale nie jest) w rękach ułożonych na kolanach trzyma jakąś książkę (chyba modlitewnik), coś mówi, zerka do niej, unosi głowę, znów mówi – modli się.
Młodszy zauważa człowieka w samochodzie obok, przygląda się chwilę, nagle unosi telefon, jakby chciał zrobić zdjęcie. Starszy dostrzega człowieka w samochodzie obok, zerka, nagle przymyka książkę, jakby chciał ukryć ją przed aparatem. Ich spojrzenia mijają się o ułamek milimetra. Starszy patrzy teraz na rękę trzymającą telefon, młodszy obserwuje palce trzymające kartkę.
Oddzwonię za chwilę – mówię do uniesionego, zatrzymanego w pół ruchu telefonu i przerywam rozmowę, zanim się zaczęła. Kładę rękę z telefonem na kolanach, wracam do przeglądania poczty. Widzę jeszcze ruch ust starszego mężczyzny w samochodzie obok: amen – mówi i kończy tę część modlitwy. Po chwili otwiera dłonie, wraca do książki na kolanach.