(tekst umiarkowanie stabloidyzowany)
Image by goszka from Pixabay
Jarek (9 l.) nie smucił się we Wszystkich Świętych. Chociaż wszyscy dookoła robili poważne miny, chłopak z małej miejscowości na południu Polski nie potrafił ukryć radości. Po śniadaniu w pierwszy dzień listopada wyruszył z rodzicami na długo wyczekiwaną wyprawę. Czekała go moc atrakcji.
– Najlepsze jest oblewanie rąk woskiem ze zniczy. Na początku trochę parzy, ale potem robi się woskowa łapa, mega sprawa – opowiada z wypiekami na twarzy. – Najlepiej iść pod Grób Nieznanego Żołnierza, albo Armii Czerwonej, tam się nikt nie czepia.
– No i przy pomniku dla żołnierzy jest najlepiej. – Rozpromienia się. – Jest najwięcej zniczy, normalnie morze ognia, wszystko maksymalnie kolorowe, wygląda serialnie jak fale, bo te ognie tak się kiwają. Rodzice zawsze dają mi jeden znicz na Grób Nieznanego Żołnierza, to zapalam, a jak się stopi trochę, to polewam łapę dodatkowo.
Nasz rozmówca nieco ścisza głos.
– Najlepiej byłoby przyjechać jak jest ciemno już, ale tutaj jedziemy najpierw, bo tutaj jest dziadek, tata taty. Potem idziemy po babcię, a jak wrócimy do niej, to jemy obiad i to jest najlepsze. Jeszcze idziemy na super najlepsze ciasto do jednej cioci. – Na twarzy chłopaka widać zadowolenie.
– Dlatego jak się robi ciemno, tak jak teraz – kontynuuje – to jesteśmy już na innym cmentarzu i to jest najlepsze, bo może nas nie zauważy jedna ciocia, która mi zawsze mówi, że jestem gruby, jakbym nie wiedział, że jestem. Potem idziemy do innej cioci. Ona robi najlepsze kanapki ze wszystkim i pozwala mi słodzić herbatę z esencji do oporu, przez to jest mniej gorzka. – Jarek (9 l.) przełyka głośno ślinę i poważnieje.
– Najbardziej lubię, jak gdzieś stoimy przy jakimś grobie, albo u kogoś siedzimy i tata, albo mama, albo inny dorosły opowiada o tych ludziach, co umarli i tych co żyją też. To są najfajniejsze historie. – Ożywia się i zaczyna gestykulować. – Jak dziadek bił się z milicją, albo jak partyzanci przychodzili, drugi dziadek kopał tunele w śniegu, albo jak babcia poszła na służbę, albo jak wędrowali przez całą Polskę, a ktoś wyjechał i gdzie, i nie pisze, albo napisał właśnie…
Chłopak na chwilę milknie. Potem wsadza ręce w kieszenie i mówi ciszej.
– Nie lubię, jak ktoś zaczyna płakać. Nie wiem, co mam wtedy zrobić. Nikt nic nie mówi i ja nie wiem, co robić.
Pytamy jeszcze, czy chce coś dodać.
– Chciałbym mieć tyle zniczy, takich małych kolorowych, żeby je poustawiać na tych grobach, co je odwiedzamy i nimi te groby zapełnić całkiem, i żeby się na raz świeciły. Trochę mi rodzice pozwalają poukładać te, co mamy, ale to nie to samo. Kiedyś tak zrobię, jak będę dorosły.
Słychać męski głos, wołający chłopaka po imieniu. Jarek (9 l.) odwraca się i biegnie w stronę ludzi rozmawiających z niewysoką kobietą (ok. 40 l.). Ruszają alejką.
– Ale ty ciągle jesteś gruby – dobiega nas jej głos, zanim znikną w tłumie.
Jarek (44 l.)