Gdzie spędzić Święto Niepodległości? Zależy kogo zapytać. Można powrzeszczeć w tłumie, odpalić race, iść z tłumem kiboli i faszyzujących nacjonalistów. Można też iść na koncert polskich piosenek. A można pojechać do źródeł. Symbolicznych źródeł polskości, czyli do Wisły, nad Wisłę. Tam gdzie rzeka jest jeszcze rzeczką, łączącą najróżniejsze potoki do niej spływające.
Mój osobisty patriotyzm to coraz bardziej patriotyzm przyrodniczy. Lubię i cenię historię, ale jest brutalnie gwałcona przez polityków, szczególnie tych bardziej krzykliwych i mlaszczących. Sponiewierana i zdeptana coraz mniej mówi, częściej milczy albo bełkocze podniesionym głosem agresywnych wystąpień. Takich jak wczoraj w Warszawie. Dlatego zwracam się ku przyrodzie.
W niej upatruję prawdziwego początku i źródła polskości. To ona kształtowała zwyczaje naszych przodków, stawiała przed nimi wyzwania, stwarzała możliwości. Z niej czerpali środki do życia. Na jej zasobach opierali rozwój Polski. Polacy mają prawo mieć do niej swobodny dostęp. Mają, ale na drodze staje prywatyzacja przyrody.
Jeszcze nie jest tragicznie, ale coraz trudniej znaleźć swobodny dostęp do lasów, rzek, gór. Poza szlakami i wyznaczonymi trasami, zaczyna być to utrudnione w odczuwalny sposób. Z jednej strony bardzo liczne zakazy wejścia do lasów (w tym w górach, w Parkach Narodowych), związane z wycinką. Z drugiej, coraz liczniejsze tabliczki „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”.
Rzeki i jeziora są coraz ciaśniej otaczane prywatnymi posiadłościami i komercyjnymi terenami usługowymi dla turystów oraz wczasowiczów. Właściciele chwalą się potem „prywatnym dostępem do wody”.
Krajobraz gór bywa co rusz zniszczony lub zasłonięty przez hotel, który oferuje potem apartamenty z widokiem. Tak jak w Zakopanem, które jest chyba najbardziej drastycznym przykładem takich dewastacji.
Łąki na skraju lasów, brzegi jezior oraz rzek, pobliże plaż i górskie zbocza są wygradzane i zabudowywane setkami domków albo rezydencjami. Żeby do lasu wejść, coraz częściej trzeba jechać kilometrami, szukając publicznej własności. Trudno się potem dziwić, że drogi w okolicy takiego miejsca są przeładowane, parkingi pękają w szwach, a na ścieżkach są tłumy.
Nie jestem przeciwnikiem własności prywatnej, skądże. Chodzi mi tylko o to, że taka prywatyzacja przyrody odbiera nam, może bezpowrotnie, swobodny dostęp do środowiska i sprzyja nadmiernej kanalizacji korzystania z niego. Marzy mi się bardziej aktywna polityka państwa i samorządu w tej kwestii. W końcu przyroda to nasz podstawowy zasób.
Pozwalamy, by myśliwi „dbali” o zwierzęta w naszych lasach, a drwale „troszczyli się” o drzewa. Pozwalamy, żeby prywatne biznesy połykały to, co jest naszą wspólną własnością. Prywatyzujemy i komercjalizujemy dostęp do środowiska, nie zastanawiając się, czy nie trzeba jakoś przemyśleć granic tego modelu.
Co nam zostanie jako wspólnocie, jeśli górę wezmą prywatne interesy lub interesy udające publiczność, a tak naprawdę służące wąskiej grupie ludzi czerpiących z niej korzyści?
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Nie, nie chodzi o takie zaangażowanie jak np. w Myczkowcach, gdzie starosta dotrzymał słowa po wyborach i zdewastował cenny przyrodniczo odcinek Sanu. Sam fotografowałem tam choćby zimorodki, myszołowy, czaple… Teraz jest coś na kształt kanału.
jn, BB, 2025.11.12
PS
Na zdjęciu wczorajsze ślady aktywności bobra na brzegu Wisły. Samego bobra nie udało mi się sfotografować, ale wrócę tam sprawdzić, jak sobie radzi.