Prawdę mówiąc liczyłem na szczygła. Zaczaiłem się w samochodzie, obok linii słoneczników. Taka mobilna czatownia. Szanse na dobre zdjęcie były niewielkie, bo mój teleobiektyw to manualny lustrzany Tamron, starszy o dobre parę lat ode mnie. No i 500mm to nie jest zbyt dużo. Szczygły nie przybyły tym razem. Za to na pochylonych kwiatach słonecznika radośnie huśtała się sikora bogatka, ucztując przy tym bez opamiętania. Zrobiłem jej zdjęcia rzecz jasna.
I wtedy usłyszałem, jak w sadzie śpiewa drozd. Lubię te ptaki bardzo. Zawsze bawię się w zgadywanie o czym śpiewają. Złapałem kilka ujęć, żałując, że nie mam dłuższego szkła. Teraz myślę, że dobrze się złożyło. Podoba mi się ten kadr. Patrząc na zdjęcie przypomniałem sobie pieśń drozda i tak powstał ten wiersz inspirowany przyrodą. Pożegnanie lata w Bieszczadach, wyśpiewane przez drozda grzejącego się w zachodzącym powoli słońcu. Miłej lektury.
„Pożegnanie lata w Bieszczadach”
Przysiadł drozd pod jabłonią gdzieś w sadzie
i śpiewa,
że złocieją nawłocie z dnia na dzień
i drzewa,
że się w rzece wieczorem popluskać
już nie da,
że już pióra mu z wiatrem mróz muska
i bieda.
Czemu czujny śpiewaku narzekasz?
Jeszcze jesień cię syta tu czeka,
jeszcze słońce wykąpie cię w złocie,
nim zakwilisz mu pieśń przy odlocie.
Śpiewaj! Niech się tka zmierzch z twojej nuty,
niech jej iskry rozpalą ogniska.
Tam na niebie wór gwiazd już rozpruty,
a tu dym łzy za latem wyciska.
jn, BB, 2023-09-09