Dźwiganie drobiazgów „niezbędnych inaczej” to specjalność kobiet i ich torebek? Jeśli tak sądzisz i uśmiechasz się kpiąco, kiedy ktoś zbyt długo szuka kluczy, poznaj EDC. Ten skrót kryje w sobie magiczną formułę, dzięki której zorientujesz się, że codzienne noszenie różnych rzeczy bez potrzeby nie ma płci. Najzabawniejsze jest jednak odkrycie, że mężczyźni podnieśli do rangi sposobu na życie coś, co w szowinistycznej wizji ma być wyrazem kobiecego bałaganiarstwa.
EveryDay Carry – EDC – Ekwipunek Dźwigany Codziennie
To określenie, które wyrosło w środowisku preppersów, miłośników survivalu i militariów. Tamtejszy EDC to zwykle, bardzo ogólnie rzecz ujmując, zestaw przedmiotów umożliwiających przetrwanie w sytuacjach ekstremalnych, który nosi się ze sobą na wszelki wypadek.
Czy muszę dodawać, że „wszelki wypadek” najczęściej nie następuje i miłośnik bycia gotowym na wszystko dźwiga nadmiarowe zasoby na próżno? Uśmiechasz się już pod nosem? Ja tak, bo prawie każdy z nas ma swoje EDC, które taszczy po nic. Zobaczmy, jak to jest u mnie.
1. Scyzoryk
Zawsze mam przy sobie wielofunkcyjny scyzoryk Victorinox.
Muszę jednak przyznać, że poza domem jeszcze nie zdarzyło mi się skorzystać z niego w sytuacji, którą nazwałbym „awaryjną”. Te kilka razy, to było bardziej szukanie okazji, niż konieczność.
A więc po co noszę go ze sobą? Sam nie wiem, to chyba jakiś sentyment, spełnienie marzenia jeszcze z dzieciństwa. Z drugiej strony: może jutro nadejdzie ten dzień, w którym uratuję świat za pomocą miniaturowej pęsetki i wykałaczki ukrytych w zestawie?
2. Pęk kluczy
Codziennie używam jednego klucza.
Raz na wiele dni dwóch. Jeszcze rzadziej trzech. Ale cały ich pęk noszę dzień w dzień w kieszeni, doczepiony do pary (sic!) smyczek reklamowych moich ulubionych producentów piór.
Łącznie osiem kluczy, i to po odpięciu niedawno trzech, których przeznaczenia nie potrafiłem określić. Ciągle sporo. Ale przecież nigdy nie wiem, kiedy akurat będę przejazdem koło domu rodziców, w którym właśnie wtedy nikogo nie będzie, a ja będę musiał koniecznie natychmiast tam wejść. O tak, to jest wystarczający powód, by zawsze mieć klucze ze sobą.
3. Pióro wieczne
Nie rozstaję się z moim ulubionym Kaweco AL Sport.
To aluminiowe pióro w kolorze spranego jeansu (producent nazywa go stonewashed blue). Zawsze mi się takie marzyło, żeby bez ryzyka uszkodzenia móc nosić je przy sobie.
Z ręką na sercu muszę przyznać, że jeszcze nie miałem sytuacji, w której użycie mojego Kaweco byłoby koniecznością. Piszę nim, najczęściej w domu, albo w pracy. Bywa, że zostaje w kieszeni, bo w teczce przywędrowało inne, troskliwie opatulone w etui, albo przypięte do notatnika. A jednak nie rezygnuję z noszenia ze sobą mojego „dżinsowego” Sporta. Lubię to pióro i kiedy czasem mam okazję użyć go poza domem, sprawia mi to dużą frajdę.
4. Portfel pełen niespodzianek
Jak większość z nas, noszę przy sobie portfel.
Nic dziwnego, choć czasy takie, że więcej w nim plastiku niż tradycyjnych pieniędzy. Portfel się przydaje, owszem. A jednak, kiedy jakiś czas temu musiałem na chwilę przenieść się do mniejszego i zmieściłem w nim może 10% zawartości poprzednika, niczego mi nie brakowało. Ciekawe…
W domu zostało wtedy sporo kart rabatowych, jakieś paragony, część bilonu, bilety. Teraz znowu dźwigam całość, ale przynajmniej mam pewność, że zabrałem ze sobą kartę lojalnościową – teraz nie ominie mnie trzyprocentowa zniżka na pianki do nurkowania w sklepie, w którym robię zakupy raz na kilka miesięcy.
5. Telefon komórkowy
Pewnie uznasz umieszczenie go tu za dyskusyjny ruch.
Może jednak warto rozważyć, czy noszenie telefonu naprawdę wszędzie to dobry pomysł. To chyba najbardziej spektakularny przykład rzeczy, którą wiele osób ma przy sobie dosłownie zawsze. I w każdych okolicznościach używa.
Ekran telefonu współczesny człowiek Zachodu ogląda chyba częściej niż twarz ukochanej osoby.
Na pewno częściej niż kartki książki. Kiedy przedźwigasz w kieszeni scyzoryk, albo małe pióro, w najgorszym razie zmarnujesz miejsce i nieco sił. Zabierając telefon odbierasz sobie szansę na rezygnację z używania go. Tak, wiem, że najlepiej po prostu korzystać z komórki rozsądnie i nie dać się jej opętać. Tylko mało komu to się tak naprawdę udaje. Wystarczy rozejrzeć się na ulicy. Wiem, o czym piszę, sam mam problem ze złym nawykiem noszenia telefonu niemal dosłownie wszędzie.
Kim jesteś, tragarzu Ekwipunku Dźwiganego Codziennie?
Elegantką, która nie może darować sobie żadnej okazji do poprawienia makijażu? Może preppersem, codziennie ruszającym w pełnej gotowości do przetrwania? Artystą, który nie chce stracić żadnego kadru? Łowcą promocji, wijącym się w mękach, ilekroć zapomni przepustki do upustu?
Kim jesteś, człowieku tęsknie noszący niedziałający klucz do starego domu rodziców? Ten, który zabrałeś ze sobą, jadąc na studia.
Kim jesteś, nosicielu spełnionych dziecięcych marzeń o dwóch ostrzach, korkociągu, nożyczkach, śrubokręcie i otwartych szeroko z podziwu oczach kolegów?
Kim jesteś, odbiorco natychmiastowych odpowiedzi i rozrywki na każde żądanie?
Z czego składa się Twój codzienny nadbagaż? I co sprawia, że go nosisz?
JN