O (nie)zabijaniu dzieci w dzieciach

Od kiedy w naszym życiu pojawiły się dzieci, niezmiennie zazdroszczę im możliwości traktowania świata jak wielkiej piaskownicy na ogromnym placu zabaw. Z premedytacją piszę „możliwości”, bo samą zdolność do takiego podejścia też mam. Gorzej właśnie z możliwościami, ale nie narzekam. Dlaczego? O tym za chwilę.

Dziecięca łatwość zdobywania wiedzy opiera się na gotowości do poznawania świata przez zabawę i na tym, że dzieci mogą tak robić. Potem następuje zderzenie z systemem szkolnym, czasem ze złym przedszkolem. Z dorosłym życiem. Stopniowo radość z poznawania jest zabijana i zastępowana radością z nagród i ocen. Dzieci stają się dorosłymi tracąc możliwość cieszenia się światem, potem dorośli sami zabijają w sobie zdolność do tej radości. Hodowla ludzi szkolonych do wyścigu szczurów trwa.

Magdalena mówi, że to jest trochę tak, jak gdybyśmy ustawili dzieci w kolejce do karuzeli i zaczęli oceniać, kto lepiej się kręci. Koniec zabawy. Zaczyna się walka o ocenę. To jest jak narkotyk. Człowiek, który się uzależni, już zawsze będzie o to zabiegał. A ja mam pewność, że tym, co pcha świat do przodu, w pozytywnym sensie, co chroni go przed upadkiem, jest obecność w naszej populacji ludzi, którzy zdołali ochronić w sobie trochę dziecka. Takich, którzy z dziecięcą radością żyją, z tą radością wchodzą w dorosłość, z nią ruszają do pracy.

Dlaczego o tym piszę? Bo zacząłem się zastanawiać, o co mi chodzi z tymi zdjęciami piór w dziwnych sytuacjach. Po co właściwie rozmazuję atramenty i kapię nimi do kieliszków z wodą? Co mi to daje? Czemu pisząc piórem tekst potrafię zgubić wątek, uwiedziony cieniowaniem atramentu na papierze?

Dlatego nie narzekam. Układam pióro na dziecięcych zabawkach w piaskownicy i marnuję czas na zrobienie w sumie bezużytecznego zdjęcia. Cieszę się wtedy, że udało mi się przechować w sobie odrobinę radości z zabawy. Kiedy piszę śmieszny wierszyk, kiedy wymyślamy niemądre piosenki przy stole, cieszę się, że to ciągle mam. Choć szkoły, jedna po drugiej, zrobiły wszystko, żeby to zabić. Mam nadzieję, że dzieci dopiero w dorosłym życiu dowiedzą się, ile radości mam słysząc, jak później te piosenki nucą, przerobiwszy je dla żartu.

Prawdę mówiąc, jestem dumny, że ochroniłem w sobie trochę dziecka. Jestem pewny, że tak jest, kiedy widzę zrozumienie dzieciaków dla moich kompletnie niepraktycznych, bezsensownych zabaw z atramentami, piórami, robieniem zdjęć kolorowych nabojów i innych niezrozumiałych dla reszty otoczenia sytuacji.

To tłumaczy także, dlaczego tak dobrze czuję się wśród ludzi zakochanych w piórach, atramentach, literkach, papierach, zeszytach. My ratujemy ludzkość bawiąc się.;) Bo kiedy ostatni dorosły zabije w sobie dziecięcą radość życia, to świat zginie bez reszty. Wygrają ci, którzy wolą ludzi w dobrze zorganizowanych obozach, a nie na placach zabaw.

Ps.
Tak, piszę z perspektywy człowieka żyjącego w dość spokojnej części świata, w środowisku umiarkowanie dobrym.

Ps.2
Na zdjęciu Kaweco AL Sport od Kaweco Germany, czyli wół roboczy, asystent podróżnika, broń podręczna poszukiwacza odpowiedzi. Mój przyjechał z Pióroteka – bo pióra mają dusze, ale ma je także Twoje Pióro – ekskluzywne artykuły piśmienne i f-pen.pl. Dlaczego ich oznaczyłem? Bo można tam kupić pióro ze zdjęcia i cenię ich standard pracy. Nie, nie sponsorują tego wpisu. To jedne z tych miejsc, w których ludzie zachowali w sobie trochę dziecięcej radości. Kto bez tego brałby się za sprzedawanie piór i atramentów w czasach komputerów i wiadomości multimedialnych.;) Pokażę Wam jeszcze kilka takich miejsc, mam nadzieję.